Zaklęty przez noc, zwyciężający niedolę przez dzieci światłości. Żadna postać z gry wideo nie wyraża czułości i sadyzmu w jednym wyrazie, tak jak Blue Slimes.
W Dragon Quest Heroes: The World’s Tree Woe and the Blight Below te kultowe plamy w kształcie łez nigdy nie wyglądały bardziej uroczo i morderczo, co sprawia, że masowe zabijanie ich jest jedną z największych przyjemności w tej grze. To jedna z wielu rozkoszy, które zostały trafnie dostarczone dzięki współpracy, która w jednej części składa się z Dynasty Warriors, a w drugiej Dragon Quest. Jako hack-and-slasher z niezliczonymi spotkaniami z wrogami, rozwojem postaci i listą zadań, z radością przypomniałem sobie, jak wiele łączy obie serie.
W przeciwieństwie do wszystkich przeskakiwania wymiarów, które składały się na większość zeszłorocznych Hyrule Warriors (Dynasty Warriors z uniwersum The Legend of Zelda), ten spin-off Dragon Quest przyjmuje odwrotne podejście. Zamiast bohaterów skaczących po różnych światach w starszych grach Dragon Quest, poszukiwacze przygód z tych gier wkraczają do nowego świata ustanowionego w Dragon Quest Heroes.
Powitanie tych nieziemskich gości to nowa czwórka składająca się z dwóch współbohaterek, których domyślne imiona to Aurora i Luceus, hałaśliwego króla Dorica i utalentowanego wynalazcy imieniem Isla. Zawsze podziwiałem główną serię za przeciwstawianie się tradycyjnym formacjom i archetypom party fantasy RPG, a ten nowy zespół mógłby z łatwością przeprowadzić główną część Dragon Quest. To odważne stwierdzenie, zwłaszcza gdy Aurora i Luceus to dwie strony tej samej monety. Ich uzupełniające się osobowości są najlepiej pokazane podczas przerywników filmowych, w których widzisz analityczną stronę Luceusa i niecierpliwość Aurory, by wskoczyć do bitwy. Poza chwilowym przerywnikiem, w którym jesteś zmuszony skorzystać z jednego z gości przygód, możesz spędzić całkowicie przyjemny czas, opierając się wyłącznie na tych nowych postaciach, ignorując resztę listy.
To zróżnicowana obsada, w której każdy wojownik z łatwością udowadnia swoją wartość w trakcie jednej bitwy. Jedyną rzeczą lepszą niż oglądanie modeli 3D postaci, takich jak Alena i Kiryl z Dragon Quest IV, jest usłyszenie ich przemawiających po raz pierwszy. Tak jak miało to ogromne znaczenie, aby głos w grze Final Fantasy w 2001 roku z Final Fantasy X, tak samo było z wprowadzeniem dialogów w Dragon Quest VIII dziesięć lat temu. Słyszenie, jak większość obsady mówi z angielskimi akcentami w Podróży Przeklętego Króla, stworzyło rzadki związek z tolkienowskimi korzeniami gier JRPG. Ponowny akcent kokneya Yungusa w Dragon Quest Heroes – nie mniej przez oryginalnego aktora podkładającego głos – tylko czyni to spotkanie jeszcze bardziej wyjątkowym.
To mieszanie się bohaterów z innych światów pomaga odwrócić uwagę od śmiesznie ogólnego założenia opowieści o tym, że światło kontra ciemność. Nawet dwaj współprzywódcy nazywają się Dzieciami Światła. Historia zaczyna się niezwykle wesołą nutą, nawet jak na standardy Dragon Quest, gdzie ludzie i potwory szczęśliwie współistnieją. Dzięki zaklęciu mrocznego czarodzieja imieniem Velasco potwory nagle przypominają sobie, że mają nienawidzić ludzi. Wynikający z tego chaos i niepokoje dają bohaterom gry więcej niż wystarczająco, by sobie z nimi poradzić, nie mówiąc już o powodach, by zbadać, dlaczego ich nieludzie przyjaciele nagle się od nich zwrócili. To dobrze, że historia ma swój udział w zwrotach akcji i interakcjach z gośćmi, aby zrekompensować tę zwykłą narrację.
Być może nie da się też w końcu dostrzec, że za tymi formami i zwyczajami niejako się czasami maskował; nawiasem mówiąc, wykorzystywał je do innych i bardziej prywatnych celów, niż te, do których miały prawo zgodnie z prawem służyć. Ów pewien sułtanizm jego mózgu, który skądinąd w znacznym stopniu pozostał nie zamanifestowany; dzięki tym formom ten sam sułtanizm wcielił się w nieodpartą dyktaturę. Aby być intelektualną wyższością człowieka, jaką chce, nigdy nie może przejąć praktycznej, dostępnej wyższości nad innymi ludźmi, bez pomocy jakiejś zewnętrznej sztuki i okopów, zawsze sama w sobie mniej lub bardziej marna i nikczemna. To jest to, co na zawsze powstrzymuje prawdziwych książąt Bożych cesarstwa od światowych szarpnięć; i pozostawia najwyższe zaszczyty, jakie to powietrze może dać, tym ludziom, którzy stali się sławni bardziej przez swoją nieskończoną niższość wobec wyboru ukrytej garści Boskiej Obojętności, niż przez ich niewątpliwą wyższość nad martwym poziomem masy. Tak wielka cnota czai się w tych małych rzeczach, gdy inwestują je skrajne polityczne przesądy, że w niektórych królewskich przypadkach nawet idiotycznemu głupstwu nadawały moc. Ale kiedy, jak w przypadku cara Mikołaja, otoczona pierścieniami korona imperium geograficznego otacza cesarski mózg; wtedy plebejskie stada kucają przed ogromną centralizacją. Ani tragiczny dramaturg, który przedstawiałby śmiertelną nieugiętość w jej najpełniejszym rozmachu i bezpośrednim rozmachu, nigdy nie zapomni wskazówki, nawiasem mówiąc tak ważnej w jego sztuce, jak ta, o której teraz wspomina.
Ale Achab, mój kapitan, wciąż porusza się przede mną w całym swoim Nantucket ponurym i kudłatym; a w tym epizodzie dotyczącym cesarzy i królów nie mogę ukrywać, że mam do czynienia tylko z takim biednym, starym łowcą wielorybów jak on; i dlatego odmówiono mi wszelkich zewnętrznych majestatycznych pułapek i mieszkań. Och, Achab! co ma być w tobie wspaniałe, musi być zerwane z nieba, zanurzone w głębinach i umieszczone w bezcielesnym powietrzu!
Jest południe; a Dough-Boy, steward, wysuwając swoją bladą twarz jak bochenek chleba z kajuty, ogłasza obiad swemu panu i panu; który siedząc w ćwiartce od zawietrznej właśnie obserwował słońce; i teraz w milczeniu oblicza szerokość geograficzną na gładkiej tabliczce w kształcie medalionu, zarezerwowanej do codziennego użytku na górnej części jego nogi z kości słoniowej. Od jego całkowitej nieuwagi do nowin, można by pomyśleć, że nastrojowy Achab nie słyszał jego podwładnych. Ale niebawem, łapiąc zasłony Mizen, wskakuje na pokład i równym, niezadowolonym głosem, mówiąc: „Kolacja, panie Starbuck”, znika w kabinie.
[blockquote author=”DALAI LAMA” pull=”normal”]Zabicie danego potwora może spowodować upuszczenie medalowej wersji danego potwora. Medalem możesz przyzwać tego potwora jako sojusznika.[/blockquote]
Kiedy ucichło ostatnie echo kroków jego sułtana, a Starbuck, pierwszy emir, ma wszelkie powody, by przypuszczać, że już siedzi, Starbuck budzi się ze swojego spokoju, robi kilka zakrętów wzdłuż desek i po zerknięciem do grobu do komnaty, mówi z odrobiną uprzejmości: „Obiad, panie Stubb” i schodzi do trumny. Drugi emir odpoczywa chwilę na takielunku, a potem lekko potrząsa główną klamrą, aby zobaczyć, czy będzie dobrze z tą ważną liną, podobnie bierze na siebie stary ciężar i szybkim „Obiadem, panie Flask”, podąża za jego poprzednikami.
Ale trzeci emir, widząc się teraz zupełnie sam na nadbudówce, wydaje się, jakby uwolnił się od jakiejś dziwnej powściągliwości; bo mrugając wszelkiego rodzaju wiedzącymi mrugnięciami we wszystkich kierunkach i zrzucając buty, uderza w ostry, ale bezszelestny szkwał hornpipe’u tuż nad głową Wielkiego Turka; a potem, za pomocą zręcznych sztuczek, rzucając czapkę do góry na półkę, schodzi kołysząc się w dół, przynajmniej tak daleko, jak pozostaje widoczny z pokładu, odwracając wszystkie inne procesje, sprowadzając tyły z muzyką. Ale zanim wejdzie do drzwi chaty poniżej, zatrzymuje się, przedstawia zupełnie nową twarz, a potem niezależna, przezabawna mała Flask wchodzi w obecność króla Achaba w postaci Abjectusa, czyli niewolnika.
Wśród dziwnych rzeczy wytworzonych przez intensywną sztuczność zwyczajów morskich nie jest to, że niektórzy oficerowie na otwartym pokładzie, po prowokacji, będą stawiać się dość śmiało i wyzywająco w kierunku swego dowódcy; jednak za dziesięć do jednego, niech ci sami oficerowie w następnej chwili zejdą na swój zwyczajowy obiad w kajucie tego samego dowódcy i od razu ich nieszkodliwe, by nie powiedzieć pogardliwe i pokorne w stosunku do niego, gdy zasiada u szczytu stołu; to jest cudowne, czasem najbardziej komiczne. Skąd ta różnica? Problem? Może nie. Być Belszaczarem, królem Babilonu; a być Belszazzarem, nie wyniosłym, lecz uprzejmym, z pewnością musiał być w tym jakiś dotyk przyziemnej wielkości. Ale kto w słusznie królewskim i inteligentnym duchu przewodniczy swojemu prywatnemu stole obiadowemu z zaproszonymi gośćmi, niekwestionowaną mocą i panowaniem indywidualnego wpływu tego człowieka na czas; Władza królewska tego człowieka przewyższa królewskość Belszazzara, gdyż Belszazzar nie był największy. Kto choć raz jadł obiad ze swoimi przyjaciółmi, zasmakował, co to znaczy być Cezarem. To czary caratu społecznego, którym nie można się oprzeć. Otóż, jeśli do tego dodacie oficjalną supremację kapitana statku, to na podstawie wnioskowania wyprowadzicie przyczynę wspomnianej właśnie osobliwości życia morskiego.